W poniedziałek miałam wolne, więc wybrałam się razem z Pawłem nad Grand Canyon of Yellowstone, zobaczyć wodospady, porobić trochę zdjęć. Pierwszy raz doszłam na nogach do Upper Falls of Yellowstone i gdyby nie upały to spacery nad kanion byłyby mega przyjemne (zwłaszcza, że widoki są mega, zdjęcia tego nie oddają całkowicie). Wróciłam, Paweł poszedł do pracy a ja poczekałam na Marte i wybrałyśmy się do stadiny koni.Najpierw zaopatrzyłyśmy się w Marshamllow- te amerykańskie są milion razy lepsze i 3razy większe od polskich pianek, nie miałyśmy jak ich upiec więc zjadłyśmy na surowo. Nie wiedziałyśmy w którą strone iść, więc poszłyśmy na stacje zapytać o droge. Żadna z nas nie wiedziała jak jest 'stadinia' więc pytałyśmy w stylu "czy wie pan jak dojść do koni bo chcialybysmy pojezdzic? ale w sumie nie chcemy jezdzic chcemy zobaczyc konie" lub "wie pan gdzie jest dom koni? xD" Po kilku minutach wytłumaczyli nam jak iść (btw 15minut po prostej drodze) i dotarłyśmy. Stadina była już zamknięta ale konie stały, więc podeszłyśmy bliżej a tu nagle patrzę w trawe a obok nas dwa wielkie jelenie z rogami na 2metry, siedzą i patrzą się na nas. Więc w tył zwrot i do domu. Wieczorem odwiedziliśmy znajomych- po piwku i spać. We wtorek pojechałam na wycieczke z Mateuszem i dwoma tajwankami z pracy. Ta sama wycieczka co wcześniej "fire circle tour", więc rozpisywać się nie będę- jedyną różnicą było to, że był mega upał i jak około 17 wróciłam do pokoju to wyglądałam jak czerwony siuks. Wieczorem poszliśmy na talent show- amerykanie zdecydowanie potrafią się bawić.. robią z siebie debili a i tak się dobrze bawią, i nikt na to nie zwraca uwagi. Później na piwo, bilard i piłkarzyki. Głowa mnie bolała więc zmyłam się chyba przed 1 i poszłam spać. W środe poszłam do pracy i trafiłam na zmiane z gościem z Ukrainy, z drugim z Californii i jednym z Tajwanu. Przez bite 5godzin słuchałam w kółko o seksie.. Amerykanin np pytał się mnie o choroby weneryczne- u nich to normalne, że ludzie je łapią, robią testy na HIV itd. O C H Y D A. Facet zapytał się mnie, jak dziewczyny w Polsce podrywają facetów i w sumie nie wiedziałam co odpowiedź i czy u nas 'nie' zawsze oznacza 'nie'(jeżeli chodzi o dziewczyny). Przez to, że mam często na zmianie chociaż jednego chińczyka zaczełam uczyć się chińskiego ;) Wczoraj mój co-worker powiedział mi, że u niech nie okazuje się uczuć publicznie, a w niektórych rodzinach nawet w domach jest to 'niemile widziane'. Chodzi mi o okazywanie uczuć rodzinie. Nie przytulają się do rodziców ani nic takiego. (posta pisałam w dni temu, więc dzisiaj oznacza czwartek) Dzisiaj idę na pracy na 4pm, w sumie zaraz muszę się zbierać i wskoczyć w mój obleśny uniform. Rano pojechaliśmy w czwórkę nad jezioro. W stronę nad jezioro stopa złapaliśmy w jakieś 15/20min. Chciałam się troche poopalać ale słońce nie chciało wyjść zza chmur. Posiedzieliśmy trochę, poszliśmy coś zjeść i musieliśmy wracać, żebym zdąrzyła do pracy. Poszliśmy łapać stopa, po 5minutach zatrzymał się gościu i pyta się nas gdzie chcemy jechać, my mówimy, że do Canyon Village a ten do nas, że idziemy nie w tą strone! Zabrał nas ze sobą. Po drodze opowiedział nam swoją historie. Urodził się w Meksyku, jako młody chłopak wyjechał do US i skończył tu high school, zaciągnął się do MARINES gdzie był pilotem helikoptera, wyleciał na misje do Wietnamu gdzie strzelali do jego helikoptera i dostał kulke, nie powiedział gdzie, wrócił do US i został gliną w Los Angeles gdzie pracował aż do emerytury. Sam o sobie mówił, że nie jemu jest osądzać ludzi, on musiał tylko tych niegrzecznych przyprowadzać do więzienia. Teraz jest na emeryturze i otworzył własną firme transportową, teraz się cieszy, że pracuje z tymi 95% dobrych ludzi a nie jak wcześniej z tymi pozostałymi 5%(jako glina). Ciągle powtarzał, że nikt nie może nam powiedzieć, że nie możemy czegoś zrobić, wszystko możemy. Jeżeli jemu udało się uciec z Meksyku do US i zostać tu na stałe to wszystko da się zrobić. Ogólnie śmieszny facet. Wróciliśmy i teraz siedzę sobie przed lapkiem i zaraz będę wychodzić.
Ciąg dalszy: W czwartek po pracy poszłam do litwinów grać w UNO (odmiana makao i w sumie do tej pory nie wiem o co chodzi). Byliśmy my, litwini i jeden amerykanin Michael- sam o sobie mówi Big Mike bo tak też wygląda. Później standardowo do pubu pograć w ping pong'a ( w którego grać nie potrafię) i piłkarzyki (ale były zepsute). Wróciłam poszłam spać, w piątek znowu do pracy, dzisiaj znowu do pracy, jutro znowu do pracy i w poniedziałek mam WOLNE!
Nihao! (nie mam bladego pojęcia jak się to pisze, ale to po chińsku cześć!)
|
pogoda nad Lake'iem nam jak widać nie dopisała, więc sie nie poopalałam |
|
mój bidon! kupiłam plecak w walmart'cie za 20baksów i bidon był gratis |
|
a ma tym zdjeciu widać milion latającego robactwa obok nas. i moje kolana :D |
|
Zwróćcie uwagę na rejestracje. |
A tu kilka zdjęć z wcześniejszych tygodni znalezione na facebooku:
|
na zapleczu kafeteri w moim zajebistym uniformie :D z Chel. |