poniedziałek, 15 lipca 2013

colors of nature.

just kilka zdjęć- co natura potrafi zmajstrować w Yellowstone.





















parka która dzisiaj nas zabrała na stopa z Norris i zaoferowała darmowy nocleg w Denver :) przemili




sobota, 13 lipca 2013

long story short.

W poniedziałek miałam wolne, więc wybrałam się razem z Pawłem nad Grand Canyon of Yellowstone, zobaczyć wodospady, porobić trochę zdjęć. Pierwszy raz doszłam na nogach do Upper Falls of Yellowstone i gdyby nie upały to spacery nad kanion byłyby mega przyjemne (zwłaszcza, że widoki są mega, zdjęcia tego nie oddają całkowicie). Wróciłam, Paweł poszedł do pracy a ja poczekałam na Marte i wybrałyśmy się do stadiny koni.Najpierw zaopatrzyłyśmy się w Marshamllow- te amerykańskie są milion razy lepsze i 3razy większe od polskich pianek, nie miałyśmy jak ich upiec więc zjadłyśmy na surowo.  Nie wiedziałyśmy w którą strone iść, więc poszłyśmy na stacje zapytać o droge. Żadna z nas nie wiedziała jak jest 'stadinia' więc pytałyśmy w stylu "czy wie pan jak dojść do koni bo chcialybysmy pojezdzic? ale w sumie nie chcemy jezdzic chcemy zobaczyc konie" lub "wie pan gdzie jest dom koni? xD" Po kilku minutach wytłumaczyli nam jak iść (btw 15minut po prostej drodze) i dotarłyśmy. Stadina była już zamknięta ale konie stały, więc podeszłyśmy bliżej a tu nagle patrzę w trawe a obok nas dwa wielkie jelenie z rogami na 2metry, siedzą i patrzą się na nas. Więc w tył zwrot i do domu. Wieczorem odwiedziliśmy znajomych- po piwku i spać. We wtorek pojechałam na wycieczke z Mateuszem i dwoma tajwankami z pracy. Ta sama wycieczka co wcześniej "fire circle tour", więc rozpisywać się nie będę- jedyną różnicą było to, że był mega upał i jak około 17 wróciłam do pokoju to wyglądałam jak czerwony siuks. Wieczorem poszliśmy na talent show- amerykanie zdecydowanie potrafią się bawić.. robią z siebie debili a i tak się dobrze bawią, i nikt na to nie zwraca uwagi. Później na piwo, bilard i piłkarzyki. Głowa mnie bolała więc zmyłam się chyba przed 1 i poszłam spać. W środe poszłam do pracy i trafiłam na zmiane z gościem z Ukrainy, z drugim z Californii i jednym z Tajwanu. Przez bite 5godzin słuchałam w kółko o seksie.. Amerykanin np pytał się mnie o choroby weneryczne- u nich to normalne, że ludzie je łapią, robią testy na HIV itd. O C H Y D A.  Facet zapytał się mnie, jak dziewczyny w Polsce podrywają facetów i w sumie nie wiedziałam co odpowiedź i czy u nas 'nie' zawsze oznacza 'nie'(jeżeli chodzi o dziewczyny). Przez to, że mam często na zmianie chociaż jednego chińczyka zaczełam uczyć się chińskiego ;) Wczoraj mój co-worker powiedział mi, że u niech nie okazuje się uczuć publicznie, a w niektórych rodzinach nawet w domach jest to 'niemile widziane'. Chodzi mi o okazywanie uczuć rodzinie. Nie przytulają się do rodziców ani nic takiego. (posta pisałam w dni temu, więc dzisiaj oznacza czwartek) Dzisiaj idę na pracy na 4pm, w sumie zaraz muszę się zbierać i wskoczyć w mój obleśny uniform. Rano pojechaliśmy w czwórkę nad jezioro. W stronę nad jezioro stopa złapaliśmy w jakieś 15/20min. Chciałam się troche poopalać ale słońce nie chciało wyjść zza chmur. Posiedzieliśmy trochę, poszliśmy coś zjeść i musieliśmy wracać, żebym zdąrzyła do pracy. Poszliśmy łapać stopa, po 5minutach zatrzymał się gościu i pyta się nas gdzie chcemy jechać, my mówimy, że do Canyon Village a ten do nas, że idziemy nie w tą strone! Zabrał nas ze sobą. Po drodze opowiedział nam swoją historie. Urodził się w Meksyku, jako młody chłopak wyjechał do US i skończył tu high school, zaciągnął się do MARINES gdzie był pilotem helikoptera, wyleciał na misje do Wietnamu gdzie strzelali do jego helikoptera i dostał kulke, nie powiedział gdzie, wrócił do US i został gliną w Los Angeles gdzie pracował aż do emerytury. Sam o sobie mówił, że nie jemu jest osądzać ludzi, on musiał tylko tych niegrzecznych przyprowadzać do więzienia. Teraz jest na emeryturze i otworzył własną firme transportową, teraz się cieszy, że pracuje z tymi 95% dobrych ludzi a nie jak wcześniej z tymi pozostałymi 5%(jako glina). Ciągle powtarzał, że nikt nie może nam powiedzieć, że nie możemy czegoś zrobić, wszystko możemy. Jeżeli jemu udało się uciec z Meksyku do US i zostać tu na stałe to wszystko da się zrobić. Ogólnie śmieszny facet. Wróciliśmy i teraz siedzę sobie przed lapkiem i zaraz będę wychodzić.

Ciąg dalszy: W czwartek po pracy poszłam do litwinów grać w UNO (odmiana makao i w sumie do tej pory nie wiem o co chodzi). Byliśmy my, litwini i jeden amerykanin Michael- sam o sobie mówi Big Mike bo tak też wygląda. Później standardowo do pubu pograć w ping pong'a ( w którego grać nie potrafię) i piłkarzyki (ale były zepsute). Wróciłam poszłam spać, w piątek znowu do pracy, dzisiaj znowu do pracy, jutro znowu do pracy i w poniedziałek mam WOLNE!


Nihao! (nie mam bladego pojęcia jak się to pisze, ale to po chińsku cześć!)























pogoda nad Lake'iem nam jak widać nie dopisała, więc sie nie poopalałam

mój bidon! kupiłam plecak w walmart'cie za 20baksów i bidon był gratis

a ma tym zdjeciu widać milion latającego robactwa obok nas. i moje kolana :D
Zwróćcie uwagę na rejestracje.
 A tu kilka zdjęć z wcześniejszych tygodni znalezione na facebooku:





na zapleczu kafeteri w moim zajebistym uniformie :D z Chel.

piątek, 5 lipca 2013

softball game

Wczoraj zmieniłam prace, pracuję w kafeteri :) Miałam trening na 4pm więc około 2pm zebraliśmy się i poszliśmy pograć w softball (odmiana baseball'u). Ja nie grałam tylko robiłam zdjęcia bo musiałam się zmyć do pracy. Słońce tu tak szybko opala, że przez godzine opaliłam sobie sandałki na stopach -wyglądam teraz jak idiota- i mam całe czerwone ręce. Dzisiaj znowu idę na 4pm, jutro na 11am i mam wolny poniedziałek i wtorek więc coś sobie pozwiedzam. Wczoraj było amerykańskie święto niepodległości (4th July)- amerykanie obchodzą je bardzo hucznie, niestety ja musiałam byc w pracy. O 11pm poszłam do baru, było dość sporo ludzi, jeden amerykanin zna już troche polskich słów i zwrotów, bardzo szybko się uczy- jak wyjedziemy wszyscy chyba będą mówić po polsku haha. Największy problem dla nich to czeŚĆ.